GDAŃSK "WITA" KOLEKCJONERÓW

Moja ciotka Stefa ma się dobrze. Mimo 86 lat zachowała pogodę ducha, jasny umysł i komunikuje się z otoczeniem w sposób logiczny, precyzyjny, używając pięknej polszczyzny.

Nie da się tego absolutnie powiedzieć o organizatorach Jarmarku Św. Dominika. Zamieszczone wyżej zdjęcie tablicy informacyjnej jest kwintesencją bylejakości, niekompetencji i nonszalancji osób odpowiedzialnych za tegoroczną imprezę. Moje uwagi odnoszą się do tej części Jarmarku, w której wystawiają się kolekcjonerzy i firmy handlujące antykami i są wynikiem odczutych na własnej skórze doświadczeń. Mam przekonanie, że organizatorzy od lat starają się umniejszyć jej zasięg i znaczenie a w przypadku stoisk jednodniowych wręcz się ich pozbyć. Przesuwają „antyki” coraz dalej od głównej części Jarmarku, poza granice Starego Miasta a na dodatek ta lokalizacja co roku jest inna. Robią to w sposób arbitralny, głusi na rady i podpowiedzi kolekcjonerów biorących udział w targach od kilku dekad. Formą odstraszania są też absurdalnie wysokie opłaty za stoiska jednodniowe, najwyższe w całej Polsce.

Zdaję sobie sprawę, że wystawcy śmiecą, są mało zdyscyplinowani, czasem hałaśliwi, depczą trawniki, nie chcą się ustawiać pod sznurek, są niejednorodni i pstrokaci. Łamią tym samym powstały w umysłach organizatorów obraz Jarmarku, na którym panuje „ład i porządek”. Nie chcą zrozumieć, że jak świat światem, jarmarki zawsze bywały hałaśliwe i pstrokate.

Nie chcą też zrozumieć, że wystawiający na małych stolikach i kocach ludzie są podstawą piramidy polskiego kolekcjonerstwa. To zbieracze znaczków, monet, kart pocztowych, starych butelek, żelazek, lamp, książek, komiksów, kubków, talerzy, kluczy, zegarów i zegarków, gier komputerowych i tysiąca innych przedmiotów są „solą ziemi” rynku antykwarycznego. To oni wyciągając swe skarby z zakamarków szuflad, piwnic i strychów są głównymi dostawcami towaru na ten rynek. To z nich rekrutują się późniejsi klienci prestiżowych aukcji zostawiający na nich setki tysięcy złotych.

Pięknym przykładem są tu monety. Prawie każdy mocno dorosły dziś kolekcjoner miał jako chłopiec klaser, do którego gromadził wycofane z obiegu pieniążki. Dziś ci chłopcy, pracujący na dobrych posadach, właściciele doskonale prosperujących firm, z zasobnymi portfelami, nakręcają spiralę aukcyjnych notowań na rynku numizmatów.

Nie można ludzkiej pasji deprymować umieszczają stoiska na tzw. „zadupiu”, w smrodzie spalin, bez stałego dostępu do toalety, wyznaczając godziny w jakich można skorzystać z tymczasowego prysznica czy załatwić fizjologiczne potrzeby. Brak jasnej, rzucającej się w oczy informacji o usytuowaniu tej części jarmarku, zmarnował część ludzkiej energii, spowodował wiele rozczarowań, złości i żalu.

Patrzyłem na Jarmark z perspektywy własnego stoiska. Z alejki, na której rzadko pojawiał się potencjalny kupiec, ze świadomością, że w tej samej chwili przez główną lokalizację stoisk przewala się tłum ludzi.

Niesprawiedliwość zawsze boli, a jeszcze trudniej pogodzić się z niesprawiedliwością narzuconą nam z urzędu.Ta z pewnością jest wynikiem decyzji niekompetentnego urzędnika.

Powiązane produkty

Komentarze ()