O sztuce Afryki. Maska. Bamieleke. Batchman. Camerun.

Wczoraj utknąłem w Afryce. Nie dosłownie bo na ten kontynent nic mnie nie ciągnie. Powiem więcej, musiałbym otrzymać poważną gratyfikację abym się tam wybrał. Z rezerwą czytam relację z wypraw do Czarnego Lądu. Jednym uchem słucham własnych dzieci, które tam były i zafascynowane planują kolejną długą wyprawę. Nie skorzystałem z zaproszenia serdecznego przyjaciela, który w maleńkiej Gambii mieszkał kilka miesięcy.

Zupełnie inaczej mam jeśli chodzi o sztukę Afryki. Ta mnie urzekła i zauroczyła. Jest dzika, pierwotna,uduchowiona.Wyrasta z podstawowych potrzeb i instynktów człowieka. Dotyka sedna człowieczeństwa. Pamiętam niedużą figurę z brązu, którą niegdyś miałem w swoich zbiorach. Przedstawiała lwa niosącego w pysku człowieka. Lew był duży człowiek malutki. Taka jest naturalna hierarchia w Afryce. Człowiek bez karabinu nie ma szans w starciu z tym zwierzęciem. I co najciekawsze człowiek miał zadowoloną twarz. Rozumiał co go spotkało, wiedział, że musi nakarmić lwa i jego rodzinę.

Nie jestem znawcą sztuki afrykańskiej. Większość przedmiotów dopiero poznaję. Odkrywam ich znaczenie, symbolikę, pochodzenie. I zapewniam, że to dopiero jest fascynująca przygoda. I tak wczoraj ze zdziwieniem dowiedziałem się, że maska, którą mam od kilku lat jest bardzo rzadka. Jej XIX -wieczny pierwowzór wystawiony niedawno w Christies nazwano świętym gralem kolekcjonerów tej sztuki. Ostatnim eksponatem będącym dotychczas w prywatnych rękach. Moja to nie ta liga oczywiście. To XX-wieczne powtórzenie z brązu ale i tak się cieszę, że nie jest tuzinkowa jak większość napływających do Europy przedmiotów, wykonanych tylko ku zadowoleniu turystów.

Powiązane produkty

Komentarze ()