Walkirie. Gwasz. Artur Helwig (1899-1976)
Walkirie to piękne boginie, dosiadające skrzydlatych koni, uzbrojone w włócznie, zabierające poległych bohaterów do Walhalli, raju z nordyckich sag. Interpretacja obrazu nie jest prosta. Każdy zapewne będzie miał swoją. Ja widzę Walkirię w otoczeniu współczesnych wieżowców, betonowych bunkrów czyli cmentarzysku idei piękna, symbolu nudy i beznadziei. Tylko kolory dają nadzieję, że bogini sobie poradzi i poprowadzi niektórych z nas do Walhalli.
Byłem sceptyczny gdy kolejne osoby, do których zwróciłem się o pomoc w identyfikacji obrazu, wskazywały Artura Helwiga jako autora. Było tak do momentu, gdy podczas poszukiwań informacji o artyście, dowiedziałem się, że Helwig studiował w Paryżu w Akademii Julian pod kierunkiem Fernanda Legera. Uczeń Legera miał pełne prawo takie Walkirie namalować.
Artur Helwig już jako dziecko wykazywał zdolności plastyczne. Kariera artystyczna dla mieszkańca amerykańskiego, rolniczego stanu Ohio nie była rzeczą oczywistą. Szkołę Helwig porzucił w wieku 15 lat. Podjął pracę drukarni zajmującej się miedzy innymi drukiem artystycznym i litografią. Za namową pracodawcy rozpoczął wieczorowe studia artystyczne. Następnie rzucił wszystko dla saksofonu tenorowego, na którym grał przez dwa lata w klubach nocnych Cincinnati.
Do malowania wrócił pod wpływem emocji związanych z dwumiesięczną wyprawą do Parku Narodowego. Miesiące spędzone na podglądaniu natury i uwiecznianie jej w szybkich szkicach uświadomiły mu co naprawdę chce w życiu robić. W wieku 27 lat tym razem na serio wraca na studia w Art Academy w Cincinnati. Później będzie tam wykładowcą przez ponad czterdzieści lat.
Utrzymywał się malując portrety, murale w kościołach, szkołach i budynkach przemysłowych. Edukację uzupełnia w Paryżu o czym wspomniałem już na początku. Wystawiał swe prace na wielu wystawach w USA. Zdobywał nagrody. W latach 1939-44 był prezesem Cincinnati Art Club.
Większość prac Helwiga to malarstwo tradycyjne zbliżone do kolorystów. Jednak czasem w jego twórczości pojawia się rzecz zupełnie inna. Nowoczesna, abstrakcyjna czy kubistyczna. Te prace do mnie osobiście przemawiają najbardziej.
Walkirie to piękne boginie, dosiadające skrzydlatych koni, uzbrojone w włócznie, zabierające poległych bohaterów do Walhalli, raju z nordyckich sag. Interpretacja obrazu nie jest prosta. Każdy zapewne będzie miał swoją. Ja widzę Walkirię w otoczeniu współczesnych wieżowców, betonowych bunkrów czyli cmentarzysku idei piękna, symbolu nudy i beznadziei. Tylko kolory dają nadzieję, że bogini sobie poradzi i poprowadzi niektórych z nas do Walhalli.
Generalnie obraz mi się podoba. Uważam, że jest z tych ciekawszych w twórczości Helwiga. Powstał w roku 1964 gdy artysta był u szczytu swej dojrzałej twórczości. Obraz kupiłem wiele lat temu na giełdzie w Lipsku. Zgubiłem karteczkę pozwalającą zidentyfikować autora i przeleżał kilka lat w magazynie. Namalowany jest gwaszem na malarskiej tekturze. Ma kilka powierzchownych rys ale nigdzie warstwa malarska nie odwarstwiła się od podłoża. Jest dość duży. W świetle passe-partout ma wymiar 63 cm na 49 cm. Całość ma wymiary 82 na 63 cm.