Irena. Brąz. 1950 rok. Kazimierz Pietkiewicz (1903-1965)
Zastanawiam się dlaczego Pietkiewicz nie przebił się ze swoją twórczością do szerszego grona odbiorców. Tworzył ciekawe rzeczy nieraz bardzo zaskakujące. Miał niewątpliwie talent. Myślę, że powodem była konsekwentna maniera tworzenia dzieł zgodnych z własnym postrzeganiem sztuki. Przed wojną artysta był zbyt mało awangardowy, a po wojnie, mimo wyniesionych z domu lewicowych poglądów, zbyt mało zaangażowany w rzeczywistość artystyczną PRL-u.
Rzadko mam okazję kupić polską rzeźbę z brązu, na dodatek taką, która była eksponowana w „Zachęcie”. I choć kupując rzeźbę o jej autorze, Kazimierzu Pietkiewiczu nic nie wiedziałem to sam portret młodej kobiety przekonał mnie ulotnością przedstawienia będącą w opozycji do ciężkiego, dużego popiersia wykonanego z brązu. Widziałem w nim oszczędność i niedopowiedzenie skłaniające do wymyślania historii o Irenie, bohaterce rzeźby.
Dzieciństwo i młodość Pietkiewicza to bardzo burzliwy okres w jego życiu. Urodził się w roku 1903 w Charbinie w północno-wschodnich Chinach. Opowiadał potem o zabawach z małymi Chińczykami, co ciekawe w Indian. Ojciec był kolejarzem powodowało to częste zmiany miejsca zamieszkania. Mieszkali w Rydze, Kownie, Irkucku, Petersburgu. Zarówno ojciec urodzony na Łotwie jak i matka pochodząca z Litwy czuli się Polakami i w domu mówiono tylko po polsku. Rodzice rozwiedli się, matka z młodszym synem wyemigrowała do Kanady. Starszy Kazimierz pozostał z ojcem.
W roku 1918 korzystając z odzyskania przez Polskę niepodległości, Pietkiewiczowie złożyli wnioski repatriacyjne i opływając prawie cały świat dotarli do Polski. Kazimierz rozpoczął naukę w warszawskim gimnazjum. Zamieszkał w internacie. Ojciec z przekonania komunista, biorący udział w rewolucjach roku 1905 i 1917 został aresztowany za działalność wywrotową i deportowany z kraju w roku 1920. Kazimierz nigdy już ojca nie zobaczył, stracił z nim kontakt.
W roku 1923 Pietkiewicz zapisuje się jako wolny słuchacz do Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie, a dwa lata później zostaje pełnoprawnym studentem w pracowni rzeźby prof. Tadeusza Breyera. Już jako student bierze udział w wystawach rzeźby i konkursach Zdobywa nagrody. Ma talent i potrafi to wykorzystać. Zdany tylko na siebie aby uzyskać finansową niezależność zatrudnia się jako aktor filmowy.
Po studiach zapisuje się do Spółdzielni Rzeźbiarskiej „Forma”. Celem spółdzielni jest krzewienie nowej estetyki w odradzającym się państwie Polskim. Działają tam twórcy, których nazwiska łatwiej przebiły się do naszej świadomości niż nazwisko autora rzeźby, którą oferuję. Józef Franaszek, Julia Keilowa, Alfons Karny, Antoni Kenar, Ludwika Nitschowa, Marian Wnuk i Karol Tchorek.
Czas do wybuchu wojny był najlepszym artystycznie okresem w twórczości rzeźbiarza. Co roku pokazuje swe rzeźby na wystawach organizowanych głównie przez Instytut Propagandy Sztuki. Wystawia także w Paryżu a cztery jego rzeźby, w tym rzeźba przedstawiająca Jana Kochanowskiego pojechały na wystawę do Nowego Jorku.
Wojnę spędził w Warszawie. Obawa o żonę, jak sądzę z pochodzenia Żydówkę, zmusza do częstej zmiany miejsca zamieszkania. Po klęsce Powstania Warszawskiego został wywieziony na roboty przymusowe w pobliże Cottbus. Jego żona zginęła podczas alianckiego nalotu w Dreźnie. Po wojnie wraca do Polski. Przez dwa lata pracuje w polskiej administracji na Ziemiach Odzyskanych. W roku 1947 wrócił do Warszawy i do rzeźby, która była treścią jego życia. I znów jego dzieła trafiły do katalogów kilkudziesięciu krajowych wystaw. W latach pięćdziesiątych pojawiły się portrety kobiet. Kobiece głowy traktowane bardzo kameralnie, niemal intymnie. Poza nimi skupił się w swej pracy na postaciach historycznych. Powstały wizerunki Jana Kochanowskiego, Mikołaja Reja, Cypriana Norwida, Romualda Traugutta i Ludwika Waryńskiego. Szczególnie bliski był mu Norwid. Nigdy nie rozstawał się z tomikiem jego wierszy. Na jego prośbę ów tomik trafia do trumny rzeźbiarza. Umiera w roku 1965. Przez ostatnie lata swego życia zmagał się z poważną chorobą. Odmrożenia nóg z czasów dzieciństwa dały znać i chodził o kulach. Mimo to do końca życia rzeźbił.
Zastanawiam się dlaczego Pietkiewicz nie przebił się ze swoją twórczością do szerszego grona odbiorców. Tworzył ciekawe rzeczy nieraz bardzo zaskakujące. Miał niewątpliwie talent. Myślę, że powodem była konsekwentna maniera tworzenia dzieł zgodnych z własnym postrzeganiem sztuki. Przed wojną artysta był zbyt mało awangardowy, a po wojnie, mimo wyniesionych z domu lewicowych poglądów, zbyt mało zaangażowany w rzeczywistość artystyczną PRL-u.
Rzeźba ma 39 cm wysokości, 24 cm szerokości i 26 cm głębokości. Jest sygnowana i w bardzo dobrym stanie.